katarzyna1207 pisze:Niestety, pnn to jest zawsze droga w jedną stronę ... jedyne co możemy zrobić, to lekami spowolnić rozwój choroby. Każdy kot inaczej sobie z tym radzi .... Moja Zuzieńka [*] umarła po niecałych 4 tygodniach od diagnozy, wcześniej żadnych objawów, nerki nie były wcale w takim tragicznym stanie, a jednak nie dała rady. Miała tylko 8 lat. Havanka miała prawie 15 lat, a jak pisałam wcześniej - jedna nerka obumarła całkowicie (była wielkości ziarenka groszku), druga to był "dziwny twór", jak po zawale ... a przeżyła prawie 3 lata, miała okresy, że wyniki wracały prawie do normy, kot jadł, mruczał. wylegował się na mnie, skakała po parapetach. Miała też fazy załamania, siedziała wtedy w malutkim pudełku, z którego trzeba było ją siłą wyciągać, przy kroplówce wyrywała mi się i tak strasznie płakała ... a były okresy, że mruczała nawet podczas wlewów ... Nie ma reguły, oby Bena dał radę jak najdłużej bez cierpienia.
Ja oczywiście sobie zdaje sprawe z tego, ze to tyle. Ze tak umrze. Tylko tak jakos mi sie to w smutną kupe pozbieralo.. Ja go tucze na sile, a on mi i tak bedzie chudnac, bo mu bialko ucieka.. a gdy bialko ucieka w 4 stadium to już go lekami nie zlapiesz. Tak to zrozumialam. Czyli syzyfowa praca.. Sorka. Panikuje. Zdaje mi sie po prostu, ze go ostatnio tylko mecze. Szkoda, ze nie moze mi powiedziec kiedy bedzie ten czas, ze cierpi. Czy to jest ten moment kiedy wiesza nam się na klacie w desperacji: Prosze, nie karm. Wtula się zmęczony i bezbronny. Czy kiedy siedzi tak w półśnie. Skoro kociaki tak dobrze ukrywaja swoje cierpienie jak je rozpoznac?
Ja pitole, co za cholerstwo z tego PNN.